wtorek, 20 sierpnia 2013

Pięć.

Pijalnia czekolady była w środku pomalowana na biało. Tylko w niektórych miejscach na ścianie znajdowały się kafelki, nadając wnętrzu ciepły klimat. Okna wysokie, niemalże panoramiczne wpuszczały do środka ciepłe, słoneczne światło grudniowego poranka.
Z zewnątrz biała elewacja, z drewnianymi elementami podtrzymującymi okna, wychodzącymi dlaje niż budynek - to czekoladowa oranżeria z milionem lampionów w środku.
Drewniane podłogi
sosnowe lakierowane stoliki
koronkowe obrusiki
jasne, lniane zasłony w oknach
stuletnia kanapa dla dwojga schowana w maleńkim kącie.
Prostota, biel i drewno.
Dwie gabloty z pralinami i tabliczkami czekolady owiniętymi w szary papier.
Kilka talerzy i pater z tartami i babeczkami
Crème brûlée 
Tiramisu w szklanym półmisku
czekolada gorzka, mleczna
mieszała się i parowała.
Stos białych talerzy i filiżanek
zmywarko - wyparzarka
wysokie i niskie szklanki
pudła widelców deserowych
pudła długich i krótkich łyżeczek do ciast, czekolady, do koktajli z wisienką.
Słodki porządek.

Jak zwykle o dziewiątej, próg pijalni przekroczył Ferdynand Zasada. Który to z zasady codziennie, od poniedziałku do piątku, zamawiał szybką mleczną z kroplą wanilii. I jak zwykle tuż przed wyjściem kupował dwie różane praliny na wynos, w małym czerwonym pudełeczku.
Dla Panny Zuzanny Nicto.
Panna Zuzanna byłą uosobieniem kobiecości. Niska blondynka, z pięknie zarysowaną talią i bujnymi biodrami, pachnąca zawsze różanymi perfumami. Ubierała się w sukienki, spódnice, koszule w grochy, kwiaty i pończochy. Z lekką melancholią w głosie. Po kątach szeptano o niej że jest starą panną, bo jak inaczej nazwać kobietę po trzydziestce nadal mieszkającą z ojcem? 
Gdyby znali jej smutną historię.
Tak więc panna Zuzanna, codziennie umawiała Ferdynanda Zasadę na spotkania, układała stosy papierów, parzyła najlepsze espresso w mieście, zakładała nogę na nogę pod biurkiem i zrzucała niewygodne obcasy.
I codziennie rano, około dziesiątej, obok ramki ze zdjęciem ukochanej kotki Grety, znajdowała dwie różane praliny. 
O tym że burmistrz Nadmorzem był zakochany w swojej sekretarce, wiedzieli chyba wszyscy . Niestety kobiecą wadą jest ślepota. Kobiety skupiają się na drobiazgach, nie zauważając rzeczy oczywistych takich jak na przykład miłość wisząca w powietrzu. Wolą czasami policzyć ilość oczek w pończochach, albo skupić się na szukaniu puderniczki w torebce.
W południe pijalnię odwiedziło kilka osób, turystów zwiedzających starą latarnie morską, przejezdnych, było też kilka takich, którzy o pijalni słyszeli w innych miastach. Bowiem rzadko się zdarzało by właścicielka z taką pasją oddawała się poszukiwaniom idealnie skomponowanej tabliczki czekolady. 
Gdy wkładała brudne filiżanki do zmywarki, do pijalni jak burza wpadł syn Ferdynanda - Albert Zasada

- Lola! Cześć! Skończyłem dzisiaj wcześniej zajęcia, wiesz zwolnili nas z francuskiego, bo się profesor pochorował. To ja Cię zastąpię a Ty skocz sobie na górę. Zrobisz sobie obiad czy co tam chcesz.

Kiedy matka Alberta odeszła od jego ojca i wyjechała, mały wówczas chłopczyk nie mógł znaleźć swojego miejsca. Ferdynand zabrał syna do pijalni, a prababcia Nela, razem z młodą Lolą pokazały mu magię prawdziwej czekolady. I w ten oto sposób młody Albert przepadł. Co roku, w miarę jak rósł, latem, Lola pokazywała mu co i jak, przekazywała mu receptury. Ufała mu, tak samo jak prababcia Nela. Szczególnie, że ze swojej tajemnicy, chłopak zwierzył się tylko jej.

- A czy Ty nie musisz się uczyć?
- Ja? Ależ skąd ! Ja jestem najlepszy - zawadiacko uśmiechnął się Albert.
- No dobra, wiem wiem, pamiętam umowę z Twoim tatą.
- ' Jak zawalisz szkołę, to zobaczysz czekoladę raz na dziesięć lat' - mówiąc jednocześnie, wybuchnęli śmiechem.
- Ciii - Lola przyłożyła palec i śmiejąc się zerknęła na gości pijalni. 
Kilka starszych dam przy stoliku oplotkowywało najnowsze nadmorskie wydarzenia. Był też pan ubrany w garnitur w miodowo beżową kratkę. Fioletowe skarpetki wystawały spod nogawek zaprasowanych w kant. Z laptopem na stole, pilnie stukał w klawiaturę. Do Nadmorzem przybywało wielu różnych ludzi. Przyciągała ich zabytkowa latarnia, czekolada i cynamon. Najlepsze wędzarnie ryb i tanie noclegi w okresie letnim.
- Dobra, która jest godzina? - zerknęła na zegarek - trzynasta, idę do Nolkowicza, zanieść mu tarte z serem pleśniowym i gruszkami na obiad. Bo biedak jest sam odkąd Czesław wypłynął.
- Kiedy wraca z morza?
- Jakoś tuż przed samą wigilią.
- A przyniesiesz mi kawałek tej pysznej rzeczy? Proszę, proszę .
- No przecież wiesz, głupolu, że nie będę Cię tu trzymać głodnego - puściła do niego oko - upiekłam w nocy dużo, wiesz nie mogłam spać.
- Dobra to zmykaj, a ja się tu zajmę interesem, jakby przybył książę na białym koniu, który Cię szuka to wyślę go do zakładu pogrzebowego.
- No bardzo śmieszne - kiwnęła z dezaprobatą dziewczyna, narzucając płaszcz.
- Czas żebyś się uśmiechała. Chociaż z tym smutkiem Ci do twarzy. Ciao Bella, spadaj ! - posłał jej całusa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz