Dom Anatola Nolkowicza leżał na małym wzgórzu. W zasadzie ciężko opisać, czy to dom. Bo czy w miejscu kojarzonym z ciepłem, bezpieczeństwem, miłością i szczęściem, mieści się zakład pogrzebowy?
Willa Nolkowicza była z zewnątrz czarna, otoczona kutą w żelazie bramą. Ciemny dach obsiadły ptaki. Filip kroczył wąską aleją, lekko zaśnieżoną przez noc. Podszedł do bramy. Srebrna tabliczka z wygrawerowanym na czarno napisem, informowała
Zakład Pogrzebowy
'Cześć i czołem'
Nolkowicz i Syn
Zastanawiał się chwilę co siedzi w głowach przedsiębiorców pogrzebowych. Jego dziadek swój zakłąd nazwał ' Dwa metry pod ziemią ', Wladimir Woskovy , rosyjski potentat pogrzebowy mianował się Rosyjskim Królem Śmierci a swoje przedsiębiorstwo nazwał 'Wosk i spółka ' . No nic - pomyślał - trzeba zadzwonić. Nacisnął na dzwonek domofonu
- Halo, kto tam.
- Dzień dobry, czy zastałem Pana Anatola?
- Proszę poczekać, już wychodzę otworzyć bramę, automatyczny zamek nie działa -odrzekł lekko zachrypnięty głos.
Drzwi willi się otworzyły i oczom Filipa ukazał się Anatol takiego jakim go zapamiętał sprzed lat. No, może poza siwymi włosami i kilkoma zmarszczkami. Kroczył do niego mężczyzna w późno średnim wieku, ubrany w ciemne spodnie i tweedową marynarkę, czupryna siwych włosów nadawała mu nieco szalony wygląd. Podszedł do bramy i swymi ogromnymi zielonymi oczami, zmierzył Filipa od stóp do głów.
- A pan to kto?
- Ja... ja ..
- No? Marznę,proszę się pospieszyć z odpowiedzią.
- Filip.
- Tak? - zmarszczył pytająco czoło?
- Filip Nędznik - spojrzał wymownie w oczy mężczyzny.
Anatol Nolkowicz wytrzeszczył oczy, otworzył drzwi bramy i wciągnął Filipa na plac willi.
- TEN Nędznik ? Wnuk mojego dobrego przyjaciela Fiodora? - zapytał teatralnym szeptem.
- Tak, jestem jego wnukiem.
- Matko kochana, to o Tobie od rana trąbią wiadomości w Internecie i radio?
- Jakie wiadomości?
- 'Uciekł z własnego ślubu', ' Nędznik tchórzem '- zacytował Anatol.
- O, przepraszam nie jestem tchórzem! - obruszył się Filip.
- Wejdźmy, zapraszam na herbatę z rumem, opowiesz mi co Cię do mnie sprowadza.
Weszli do domu. Filip był wyraźnie zdziwiony tym, jak dom wygląda w środku. Nie miał nic wspólnego z mrocznym pomieszczeniem. Było to jasne, przestronne umeblowane sosnowymi meblami domostwo, z nieco nowoczesnymi rozwiązaniami architektonicznymi. Takimi jak przeszklone schody, wielka szyba pełniąca funkcję ściany wychodzącej z salonu na ogromne oblicze morza.
- Biuro zakładu mam w drugiej części domu. Chodź, usiądziemy w kuchni.
Kuchnia Anatola była najbardziej męską kuchnią jaką Filip widział. Ekspres do kawy, robot kuchenny, lodówka, zmywarka - wszystko obite stalą. Proste drewniane podłogi, prostokątny stół na jej środku, drewniane malowane na szaro meble.
- No więc co Cię sprowadza do Nadmorzem?
*
Lola Mak zeszła do pijalni po krętych schodach. Jeszcze nie odsłoniła zasłon, sprawdziła czy wszystkie praliny i czekolady są poustawiane w równych rzędach - estetyka była jej obsesją. Bo przecież dlaczego robić w życiu wszystko byle jak, skoro można robić lepiej? Niech oczy cieszą się widokiem równo poukładanej czekolady, symetrycznie dobranych pralin, równomiernie rozłożonych owoców na tartach i babeczkach. Rzuciła okiem czy stoliki są czyste, czy serwetki są na swoim miejscu, czy cukier jest w cukiernicach. Wyszła na rześkie, poranne powietrze i udała się na cmentarz.
Gdyby zmierzyć odległość moich dłoni od Twoich, wyszłyby jakieś trzy ulice, dwa domy, ogromny park i czarna, kuta w żelazie brama. Po prawej stronie tuż za bramą, szereg białych nagrobków z aniołkami śpiącymi spokojnie – groby dzieci. Dalej, prosto kilka rodzinnych grobowców. Po lewej pomniki sióstr zakonnych ustawione w równym rzędzie. Sztywne za życia – sztywne po śmierci. Na środku cmentarza stoi mała kaplica. Prosta i skromna. Trochę jak latarnia morska wyznaczająca ścieżki umarłym. A na końcu tej mrocznej alejki... A na końcu tej mrocznej alejki, mijając szeregi rzeźb kamiennych aniołów, nagrobków bez właścicieli, pod krzakiem róży śpisz sobie spokojnie Ty. Zimno Ci? Mi jest zimno co noc bez Ciebie. Pamiętam jak rok temu, kiedy Cię chowali, stałam nad wykopanym grobem i zastanawiałam się czy mi nie zmarzniesz,
Mi.Bo Ty byłeś mój, a ja byłam Twoja. Od kilku dni już tak bardzo nie płaczę. W zasadzie to chciałeś, żeby Cię spalić po śmierci ale ja nie umiałam. Cały czas myślałam, że wstaniesz mi z tej trumny. Chodziłam cały czas na Twój grób, kładłam się na zamarzniętej ziemi i słuchałam czy nie oddychasz. Nie drapiesz, nie chrapiesz, nie wołasz o pomoc. Była tylko taka przeraźliwa cisza. Ami z każdym dniem coraz bardziej brakuję powietrza. Twoja szczoteczka nadal stoi w kubku, w łazience. Tym z którego tak się śmiałeś, że wygląda jak doniczka.
Odkąd Cię nie mam, nie mam miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz